środa, 21 marca 2012

Gluck - "Armide" - Les Musiciens du Louvre, Marc Minkowski [21-23 marca 2012]



Rewizyta u ChWG w celu porównania jego arcydzieła z pierwowzorem Lully'ego - słuchanym niemal symultanicznie w wersji na żywo, jaką William Christie poprowadził w Paryżu 18 października 2008 - wypada dla gospodarza tak sobie ...
Gluck wybornie bawi się orkiestrą, rozumie, jak używać chóru, jak mało który mu współczesny, nie ma żadnych - na pierwszy 'słuch' - problemów z melodyką francuskiego .... ale to nie jest ten przez stulecia poniewierany Lully. Tu miejscami nie ma żadnej tragedii! Są chwile w pierwszych aktach, które na myśl przywodzą Mozarta ("Uprowadzenie...", czy "Wesele..."), bardziej się kojarzą z komicznym 'singspielem' niż tragedią liryczną. Ale ciesząc w przerwach ucho Lullym - wrócę po południu do Glucka. Nie da się bowiem ukryć, że jest to jedno z najlepszych nagrań MM.
Sama historia powstania wersji Glucka jest niezwykle ciekawa - chyba ciekawsza od samego dzieła ....
Philippe Quinault napisał libretto dla Lully'ego w roku 1686, za źródło biorąc "Jerozolimę wyzwoloną" Torquato Tassa. Wszystkie te późniejsze Orlanda, Rinalda czy właśnie Armidy - w tym dziele miały początek. Ot, kilka - tylko tych wielkich! - nazwisk - Monteverdi, Rossi, Ferrari, Campra, Handel, Vivaldi czy Albinoni ...
Gluck wystawił swoją Armidę niemal 100 lat po oryginale - paryska premiera odbyła się 23 września 1777 roku. O kilka lat wcześniejsza próba Mondonville'a uwspółcześnienia 'Thesee' zakończyłą się totalną klapą - widownia domagała się wystawienia oryginału! Inna sprawa, że Armida JBL od chwili wystawienia uważana była we Francji za dzieło kultowe! No i się zaczęło ....tradycjonaliści starli się z modernistami aż pierza leciały! To były polemiki! Nie takie miałkie i letnie dyrdymały, jak dzisiaj. Tak czy owak - wersja Glucka wyznaczyła kierunek, jakim podążała francuska opera w nastepnych dekadach. A moda na przeróbki - zwane dzisiaj 'sequelami' - rozlazła się jak zaraza... Piccinni przerobił 'Rolanda' i 'Atysa', Philidor - 'Persee' a Gossec - 'Thesee'.
.... Wolę jednak "Armide" Lully'ego - tamta mnie porusza i zachwyca. Od początku do końca. Gluck - tylko miejscami. Za często pojawiają się akcenty 'lekkie', by nie powiedzieć - komiczne. A to mi do tej historii nie pasuje. Ale przyznać trzeba, że Delunsch po prostu błyszczy, pozostali śpiewacy w niczym jej nie ustępują (Ea Podleś!), orkiestra gra fenomenalnie. Wszyscy robią, co mogą i robią to na najwyższym poziomie. Chyba tylko Gluckowi tej 'iskry' zabrakło...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz