czwartek, 29 czerwca 2017

10 płyt do 1000 {29 czerwca 2017]



{wpis 'techniczny'}

10 płyt/wpisów do pełnego 1000+1. Taki-sobie jubileusz ale każda okazja dobra by wyszukać 10 płyt, które szczególnie zasługują, by je w tym miejscu (i czasie) opisać. Płyt - o których tutaj wcześniej nie pisałem!
Nie będzie to proste - słabe kandydatki będą lądowały w komputerowym koszu (przy okazji kolejnych porządków) - bo sam wybór może nieco potrwać. Ale skoro kanikuła, żar leje się z nieba ... zgodnie z dewizą slowly but surely ... zaczynam. I chyba już mam pomysł na wpis 991 (bo ten się nie liczy!)

{drugi wpis 'techniczny'}

Lada chwila upłynie miesiąc od powyższej (chyba zbyt pochopnej) deklaracji ...
Do głowy mi nie przyszło, że w lipcu przypłynie fala nie-klasyczna, że najzwyczajniej zwycięży mój własny rock'n'rollowy Mr. Hyde. Jest jakaś nadzieja na poprawę w sierpniu...

czwartek, 22 czerwca 2017

Misz-masz kompletny: Brahms, Tchaikovsky, Bach (aranżowany); Beethoven & Schubert .... [22 & 27czerwca 2017]




Nie będę ukrywał, że z dwóch wykonywanych na tej płycie symfonii, 4-tą Brahmsa stawiam ponad 5-tą Czajkowskiego. To jest moja symfoniczna top 5, jeśli nie top 3...
Nagrania z różnych epok wręcz - Brahms z maja 1961, Czajkowski - z listopada 1982.
Praga Digital dołożyła podtytuł: "The Accomplishment of the Romantic Symphony 1885-1888".
Klasycznie 'sowiecki' miał Mrawiński żywot.Genialnie wyedukowany, oszczędzony w kolejnych czystkach i rozprawach z nieprawomyślnymi elitami, z zakazem wyjazdu do śmierci Stalina. "Odkryty" - wraz z leningradzką orkiestrą - przez świat w kolejnych latach. Zachwyt, szok, niedowierzanie, skok do dyrygenckiego Panteonu. I legenda za życia.
Na pewno słyszałem ciekawsze, czy - bardziej porywające - 'czwarte'; ale to dobre wykonanie. W parze z Czajkowskim (nawet jeśli ten porusza umiarkowanie) - warto mieć.



Ooo.... od pierwszych minut tej płyty wyobrażam sobie uśmiech na twarzy (nieodżałowanej!) Elżbiety Chojnackiej... I wcale nie tę przekorno-zadziorną (i intrygującą!) okładkę mam na myśli!
Właściciel tego trzewika w drugim planie jest - wraz z JSB - współ-bohaterem płyty - współ-kompozytorem. To, kompletnie mi do tej pory nieznany, Edouard Ferlet.
"Claviers croisses' ... 'skrzyżowane klawiatury'?
Bardzo ciekawa jest ta płyta i kapitalnie się jej słucha. Rewelacyjnie współbrzmią te dwa instrumenty. I te dwie muzyczne epoki! Ferlet nie 'psuje' Bacha, znajduje wspólny nurt, nawet jeśli co chwila zdaje się od niego odrywać.
Intrygująca, bardzo ciekawa płyta.


Szukałem w plikach czegoś ... 'nieoczywistego'. Żadną miarą nie można uznać z takie obydwu sonat ... Beethoven z Op. 110; Schubert - Nr 21, D960 - ale chyba nigdy wcześniej nie słyszałem Menahema Presslera...
Czyli - wybór niemal idealny....
Kolejny niezwykle ciekawy życiorys. Urodzony w 1923 roku w Magdeburgu, jakimś cudem uciekł z Niemiec w 1939 (!!), przez Włochy trafił do Palestyny. Najbliższą rodzinę niemal całkowicie mu wymordowano. Wygrał konkurs Debussy'ego w San Francisco w 1946, zaraz potem grał z orkiestrą filadelfijską po Ormandym. Założyciel Beaux Arts Trio (ups...), w którym jako jedyny grał do samego końca ... przez niemal 55 lat. Do Niemiec przyjechał dopiero w 2008. Rok później został honorowym obywatelem Magdeburga, a w 2012 ponownie obywatelem Niemiec...
Mam w domu jakiś komplet kaset magnetofonowych z BAT (chyba prezent od Karin). Czyli nie aż tak kompletnie 'nieznana' ta postać. Miałem prawo zapomnieć, tym bardziej, że kompletnie jakoś mnie nie wciąga muzyka kameralne XIX stulecia.
Siedem lat oddziela te dwie wielkie sonaty - 1821 i 1828. A łączy, między innymi, to że były jednymi z trzech ostatnich tych kompozytorów. Dla Schuberta wręcz ostatnią.
I ten nokturn cis-moll Chopina na koniec ... Piękna ta płyta. Zgadza się, że to jeden z najwybitniejszych pianistów ostatnich kilku dekad.

Płyta nagrana późną zimą 2012 roku w Potton Hall w Westleton (Anglia) {Google pokazuje jakąś uroczą wieś!}
Znakomity, dogłębny i ciekawy esej Malcolma MacDonalda - świetne nagranie - standard dla BIS. 
Chyba mam drugą płytę z tej trójki, jakiej wkrótce będę musiał (i chciał) posłuchać w lepszych warunkach (J3!).


środa, 7 czerwca 2017

"Viaggio a Venezia" czyli muzyczna podróż w czasie do Wenecji w trzech odsłonach [2-14 czerwca 2017]




Na początek kolejny z moich ulubionych zespołów - Rare Fruits Council pod wodzą Manfredo Kraemera. Nagranie z września 2010 roku, wydane w roku następnym przez Editions Ambronay.
Zaczynam nieco wbrew chronologii - płyta kolejna powinna raczej być na tym miejscu - ale, co tam, niech i tu będzie ekstrawagancko. Bohaterów jest trzech - niemal sprawiedliwie obdzielonych miejscem na płycie - Rosenmuller, Stradella i Legrenzi. Wszystkie utwory powstały niemal w tym samym czasie - na przełomie 8 i 9 dekady XVII wieku.
Piękna, niezwykle refleksyjna, miejscami wręcz melancholijna, muzyka, która tutaj znajduje sobie najlepszych możliwych wykonawców. Lekkość grania i jednoczesna niezwykła, wielowymiarowa głębia interpretacji - jak znaki rozpoznawcze MK i kolejnych składów, którym przewodzi.


Zapowiada się nieco dłuższy od planowanego pobyt w tej Wenecji. Po znakomitej płycie RFC przyszła pora na równie dobrą i chyba jeszcze ciekawszą. A kolejna z tej serii - "Viaggio a Venezia" - wcale od tych dwóch nie odbiega, a swoim programem rewelacyjnie całość domyka. Zanosi się słuchanie do końca weekendu....
Pora na kilka słów o przedniej płycie renesansowego wcielania Capriccio Stravagante "Venezia Stravagantissima. Balli, canzone e madrigali 1550-1630". Tytuł precyzyjnie opisuje zawartość, można sobie wyobrazić, że właśnie wchodzimy na bal o Doży, władającego Wenecją w czasach - niemal idealnie - Monteverdiego (1567-1643).
Ze wstydem sobie przypominam, jak fatalnie odebrałem pierwszą usłyszaną płytę Skipa Sempe - tę 'wersalską', gdzie jeszcze więcej można było usłyszeć, obecną tutaj śladowo, Guillemette Laurens.
Wtedy, oj, ze 20 już chyba to lat, po prostu jej nie zrozumiałem. Jeszcze do niej, i chyba tej muzyki, nie dojrzałem :)
Dostajemy fantastyczny przegląd form, stylów, nastrojów; utwory tych dobrze znanych - jak Orazio Vecchi czy Giovanni Gabrieli; ja i tych mniej - Giorgio Mainerio, Giovanni Picchi czy Floriano (nomen omen) Canale. Niezwykle ciekawa rzecz - i charakterystycznie dla Alphy - wydana wręcz misternie!


To otwierająca płytę handlowska Sinfonia - niczym żywcem przepisana z manuskryptu jednego z koncertów na fagot Vivaldiego! Ależ cudo!
Ale cała ta płyta to cudo! Naprawdę znakomita! I pomyśleć, że kompletnie nie kojarzę tych wykonawców .... A grają przednio!
Handel na (bardzo) dobry początek, a potem dosłownie korowód znakomitych koncertów, sinfonii i uwertur - Albinoniego, Porpory, Caldary, Benedetto Marcello, Gaspariniego i Hasse'go.
Trzy - jakże różne płyty - a łączy je jedno (poza Wenecją, rzecz jasna!): że zaraz po kolejnym odsłuchaniu, mam ochotę puścić każdą z nich od początku!
Co ciekawe, bo z instytucją Ospedale zwykł się kojarzyć przede wszystkim Vivaldi, pracowali w nich także Gasparini (w tym samym co AV), Porpora (O. di Gesu) i Hasse (O. di Santa Maria dei derelitti). Naprawdę, świetna płyta. I niezwykle ciekawy tekst w środku pióra samego Molardi'ego.
I - last but not least - te wiole! (Ale tego trzeba posłuchać!)

piątek, 2 czerwca 2017

"Venezia, 1625. Sonate concertate in stile moderno" - Maurice Steger & Ensemble [2-7 czerwca 2017]




No dobra, skoro się rzekło, trzeba sprawdzić te podobieństwa i różnice.
Sprawdzanie - nadzwyczaj wnikliwe - zajęło mi dobrych kilka dni!
Znakomita, błyskotliwa i kapitalnie zagrana płyta. A kto tutaj nie gra??
Hille Perl, Lee Santana, Sergio Ciomei - z ewidentych gwiazd pierwszej wielkości :)
W programie - identycznie gwiazdorskim - Fontana, Uccellini, Storace, Merula, Rossi, Castello.
Wenecjaninem z urodzenia wśród nich wszystkich był tylko Castello. Można śmiało powiedzieć, że postali Wenecjanami się stali za swoje niepoślednie muzyczne zasługi. Inna sprawa, że w tamtym czasie niemal wszystkie działa muzyczne drukowane były w Wenecji (ot, choćby działa bohaterów niedawno opisywanych "zygmuntowskich" nagrań The Sixteen).
Płyta jest niemal autorskim przedsięwzięciem Stegera - to on dokonał instrumentacji i opracował wybrane utwory. A było co opracowywać, bo spora część z kompozycji w oryginale była przeznaczona na skrzypce!
Zestaw instrumentów na których sam gra jest imponujący! Tenorowe, sopranowe, sopranina - doliczyłem się ośmiu! Większość to kopie inspirowane instrumentami Silvestro Ganassi'ego. Ale nie on jeden przebiera i wybiera w instrumentach - Naoki Kitaya gra na pozytywie i dwóch różnych klawesynach; niemal podobnie Sergio Ciomei; Thomas Boysen - na teorbanie i gitarze; Sabrina Frey - na trzech a Stefan Temmingh - na dwóch różnych fletach prostych; Christian Beuse obsługuje trzy dulciany!
Dzieją się na tej płycie rzeczy naprawdę znakomite; co kilka minut mam ochotę kolejnego utworu wysłuchać od początku - przepyszna zabawa. Pereł i perełek na tej płycie to wprost jedna za drugą.
Zjawiskowe nagranie dla każdego zakręconego na punkcie fletów prostych, pozycja obowiązkowa dla każdego.
{i ta szalona Ciaccona wplatana tu i ówdzie, niemal jak motyw przewodni :)}


Alessandro Scarlatti - Toccate per cembalo - Rinaldo Alessandrini [2-7 czerwca 2017]



Ho! Ho! Ale niespodzianka! Niezwykle ciekawa płyta!
Chociaż raczej dla tych, którzy niejeden już klawesyn słyszeli...
To bardzo specyficzny instrument, bliższy jednak klawikordowi niż klawesynom francuskim czy flamandzkim. Trzeba wziąć głęboki wdech i jakoś znieść ten niemal tupot w tle. Który czasem przeszkadza w słuchaniu. Warto, bo muzyka jest bardzo ciekawa i hojnie wynagradza wszelkie "niedostatki" techniczne.
To nagranie z czasów gdy Rinaldo Alessandrini znany był głównie jako klawesynista a nie dyrygent Concerto Italiano - jednego z najlepszych zespołów ostatnich lat. Płyta jest reedycją (2010) oryginalnego wydania z 1992 roku! Ten nieco 'nieszczęsny' instrument to klawesyn Franciscusa Debbonisa z roku 1678.
Scarlatti Ojciec całe wieki pozostawał w cieniu swojego syna. Rzeczywiście, dopiero ostatnie lata przyniosły renesans jego twórczości. Ponad 100 oper! 800 kantat!!! Nawet jak na standardy epoki - liczby zwalają z nóg. Miał AS szczęście do prawdziwych mecenasów - objęty patronatem panujących w Toskanii Medyceuszy (Ferdynanda) nie musiał zbytnio troszczyć się o byt. A mirem wśród współczesnych mu muzyków cieszył się olbrzymim.
Próbował AS swych sił na różnych muzycznych polach - także komponując na klawesyn. Instrument już wtedy (przełom XVII i XVIII wieku - co za czasy!) - przez niektórych uznawany za nie tyle może 'przestarzały' co raczej 'ograniczony'. Na instrumentalny piedestał wspinały się bowiem skrzypce.
Klasycznie włoski, nawiązujący do tradycji wielkiego Frescobaldiego, można by powiedzieć: "konserwatywny" ... ale jak słucham kolejny raz początkowej toccaty 'd'ottava stessa' to wszystko słyszę ale nie jakikolwiek konserwatyzm! Ileż tam pomysłów, karkołomnych łamańców, zmian temp, nastrojów! O wplecionych w nią wariacjach na temat La Folia nie wspomnę!

Fantastyczna ta neapolitańska odnoga większej muzycznej wyprawy do Wenecji - kopie manuskryptów tych dzieł odnalezione zostały w jednej z bibliotek tego miasta.
Znakomita i arcyciekawa płyta!