wtorek, 4 kwietnia 2017

"Wiosenne porządki" - część pierwsza (japońsko-francuska) [4 kwietnia 2017]


Trochę płyt poza normalną kolejką, poza codziennym obiegiem. Takich, których zakup zapewne nigdy nie przyszedłby mi do głowy.
Na początek Masao Ohki i jego 5. Symfonia "Hiroshima" z roku 1953 - poprzedzona "Japońską rapsodią" z roku 1938.
Tak to czasem bywa z muzyką 'programową' - czy może - wszelką sztuką tworzoną "na temat", że Wielkiego Tematu czasem nie jest w stanie udźwignąć. I tak było chyba i w tym przypadku. "Rapsodia" wydaje się nieco ciekawsza, ale całość ... wątpię bym miał usłyszeć to ponownie.


Ooo... Chyba coś ciekawszego. Massenet mógłby być dziadkiem Masao Ohki; i już pierwsze takty koncertu fortepianowego to po prostu ultra-romantyczny sos tak typowy dla kostniejącej w zawrotnym tempie muzyki europejskiej końca XIX wieku. I muzyki francuskiej też - niestety. Trudno uwierzyć - ten koncert jest z roku 1902! Debussy i Ravel dopiero mieli nadejść. Ledwo się w tym czasie rozkręcali, na ich rewolucję trzeba było czekać jeszcze całych 10 lat.
Widać JM nie słuchał muzycznych nowości, pierwsze kompozycje w/w niezbyt go musiały zajmować. Skoro postanowił dokończyć koncert rozpoczęty równe 40 lat wcześniej!! I dlatego brzmi tak archaicznie, tak dla tego roku 1902 - niewiarygodnie. I chyba sam Massenet jest winien temu, że przyjecie było chłodne i wkrótce po premierze o koncercie zapomniano. Gusta paryskiej publiki były już całkiem inne... Aldo Ciccoliniemu towarzyszy tutaj Okiestra Narodowa Opery w Monte-Carlo, pod dyrekcją Sylvaina Cambrelinga. Poniekąd 'domowa' orkiestra JM - jego późne opery właśnie tam miały swoje premiery.
(Co ciekawe, ten koncert nagrał i wydał w swojej genialnej serii "koncertów romantycznych" Hyperion - solistą był Stephen Coombs. I chyba przy tym nagraniu zostanę - nie tylko by ponownie osłuchać 'melodii słowackich' z części trzeciej.)
Resztę płyty pierwszej (i całą drugą) kompletu wypełniają utwory na fortepian solo.
Bardzo różne ... od całkiem ciekawej, za krótkiej Toccaty, przez kołysankę, po zbiory - mniej (częściej) a nawet wcale, czy bardziej udanych (rzadziej) - miniatur i improwizacji.
Czy ktoś dzisiaj gra lub słucha tych straszliwych salonowych ramot? Ich już 100 lat temu nie chciano słuchać, a teraz to naprawdę jest wyzwanie! (Przy Sześciu tańcach z płyty drugiej to miast tupać nogą to ma się ochotę zgrzytać zębami.) Deux berceuses na zakończenie nieco koją nerwy, 'straszliwe' to wszystko w sumie nie jest. Ot, ciekawostka z dziejów muzyki. Na raz.

Hmm... Yamada był w Berlinie uczniem Maxa Brucha, po powrocie do ojczyzny zaś - pierwszym japońskim kompozytorem piszącym symfonie i opery ... Wszystkie kompozycje pochodzą z pierwszej połowy XX wieku. Łącząca tradycyjną muzykę japońską nagauta ze współczesną muzyką europejską - symfonia "Tsurukame" pochodzi z 1934 roku. Chętnie bym posłuchał samej partii orkiestry - tego wkładu 'zachodniego'. Nagauta bowiem nie dla mnie.
Sinfonia "Inno Mieji" z 1921 roku brzmi już niemal jak mieszanka 'La Mer' z jakimś poematem symfonicznym Straussa! Ale ciekawie brzmi. Yamada padł niestety ofiarą I Wojny Światowej - po jej wybuchu nie był w stanie do Berlina wrócić. Kilka lat musiał przemieszkać w Japonii, w której w tamtym czasie nie było żadnego zespołu, będącego w stanie wykonywać jego kompozycje! Musiał zatem sam tworzyć wszystko od podstaw - i stworzył dzisiejszą Orkiestrę Symfoniczną NHK.
Kilka lat po wojnie wyjechał do Ameryki ... i Związku Sowieckiego - w którym koncertował z miejscowymi orkiestrami. Poznał i Rachmaninowa, i Prokofiewa, i Szostakowicza!
Straussowska (z mocarną domieszką wagnerowską!) jest natomiast Symfonia choreograficzna "Maria Magdalena" - skomponowana pod koniec I Wojny. Premierowym wykonaniem w Carnegie Hall dyrygował sam kompozytor. Kanwą utworu była sztuka Maeterlincka - historia niefortunnych awansów, jakie pewien rzymski oficer czynił właśnie MM, w wieczór gdy pojmano Jezusa...
Ultra-wzmocniona sekcja dęta, harfy, perkusje - niemal jak Symfonia Alpejska! I wcale, wcale ciekawie się tego słucha. Zdecydowanie najlepsza płyta z całej tej trójki!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz