wtorek, 19 stycznia 2016

Lully - "Proserpine" - Le Concert Spirituel, Herve Niquet [18-20 stycznia 2016]





Nie przysłużyłem się nagraniu (premierowemu!) "Prozerpiny" pisząc o nim zdawkowo kilka lat temu - pora na auto-rehabilitację. Tym bardziej, że nie jest to dodatek do "Le Monde dla la Musique" (jeśli się nie mylę), tylko genialna książkowa edycja Glossy - jeden z 4099 wydanych (numerowanych) egzemplarzy. Szkoda, że teksty są wyłącznie po francusku - i tak sobie poradzę.

Okładka tej edycji wygląda tak:
 

Sam się sobie dziwię, że wtedy przeszedłem obok "Proserpine" z pewnym lekceważeniem. Bo nawet jeśli nie jest to opera tej klasy co "Roland" czy "Armide" to jest to naprawdę klasyczny Lully - ze wszystkim, czym jego dzieła cały czas zachwycają. Ale trzeba uważnie słuchać...
I właśnie po raz kolejny odsłuchiwana pierwsza płyta otworzyła mi oczy i uszy. Jak tego nie kochać!? Jak się nie zachwycać! Idąc za samym Niquetem, można powiedzieć: jak tu można porównywać operę włoską tamtych czasów z francuską!? Przecież ta pierwsza jest najzwyczajniej ... nudna! (Serio - tak HN mówi...)
I w sumie to ma rację :) Bo ileż się tutaj dzieje! Jakież następstwo części, jakaż wyobraźnia. No i te chóry ... te tańce! Bajka!
Komponując w roku 1689 Lully miał już za sobą 'Cadmusa', 'Alceste', 'Thesee', 'Atysa', 'Isis', 'Psyche' i 'Bellerophona' .... I na pierwsze wrażenie 'Proserpine' ustawiłbym gdzieś w środku .... chociaż z dwóch pierwszych - 'Cadmus' wciąż czeka na nagranie (może Haim?), a 'Alceste' już naprawdę zasługuje na nowe nagranie....

Tak czy owak - zawdzięczam 'Prozerpinie' kilka niezwykle przyjemnych dni - bardzo mi się podobały obydwie płyty - może nawet nieco bardziej druga...? Im bliżej kulminacji tym więcej tego cudownego lullystowskiego patosu i pompy. Przy końcowych chórach wręcz nie sposób spokojnie ustać. Bardzo udana produkcja.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz