Symphony No. 5
Świetny początek! Chyba najlepszy do tej pory ... ale równie wiele obiecujący, co - w konsekwencji - niewiele przynoszący. Najwyższe "C" z tego niezwykłego alertu gdzieś się rozmywa, rozpływa, diabli wszystko biorą. Druga i trzecia część to typowy - jak do tej pory - Mahler. Części z tych trzech symfonii można my w dowolny sposób pomieszać, wybrać po cztery, klejąc jakąś całość - efekt będzie równie spójny i sensowny, jak u Mahlera.
Czwarta część - "słynne" Adagietto rozczarowuje po raz kolejny. Może to być trwały efekt tego koszmarnego skojarzenia za "Śmiercią w Wenecji" - pewnie tak jest, podświadomość jednak robi swoje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz