Pierwsze dwa razy - zaskakująco - bez specjalnych wrażeń. Aż tak bardzo 'bez', że zastanawiam się czy warto przenosić na J3 ...A przecież Frank Martin tak dobrze mi się kojarzy ....
A i pomysł wcale niezły: sześć ballad na orkiestrę i różne instrumenty solowe: fortepian, trąbkę, wiolonczelę, saksofon, flet ... i na mały 'ąsambl' - altówka, klawesyn, harfa, timpani, perkusja i kilka dęciaków na dokładkę. Płyta już nieco leciwa - z 1995 roku. (Czy to wtedy ukazała się ta genialna hyperionowska z Mszą?)
Ła, ła ... Sandrine Piau, Herve Lamy ...Arthur Schoonderwoerd przy fortepianie. W programie pieśni francuskich kompozytorów przełomu XIX i XX wieku ... Capleta, Rousela, Saint-Saensa .. ale przede wszystkim Debussy'ego - ze zbiorów 'Sześciu epigrafów antycznych' i 'Trzech pieśni Billitis'.
I co zrobić, jak ja nie lubię tej formy? Co tu pomoże 'Syrinx' na osłodę??
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz