{w dużej mierze wpis nie na temat ...}
Słuchając tej płyty przypomniał mi się czytany kilka dni temu wywiad z "polskim Savallem" - dla ciekawych: (http://prostoomuzyce.pl/polski-jordi-savall-mieszka-w-gdansku)
Są takie dzieła, tacy twórcy, którym po prostu należy się zwykły szacunek. Dla drogi jaką przeszli, dla dokonań - ich liczby i skali ... itp., itd. Szacunek jako artystów, a przede wszystkim - jako ludzi.
Pan Szadejko po prostu pieprzy głupoty o Savallu. I mam nadzieję, że swoich słów kiedyś będzie się mocno wstydził. Bo są głupie i po prostu niedobre.
Ale rzecz ani o Savallu, ani o tym nieszczęsnym "gdańskim Herostratesie".
Sakralna muzyka XIX wieku nie jest moją ulubioną; nad Beethovena stawiam kilku innych kompozytorów; kantat Bacha w wykonaniu Harnoncourta nie mogę słuchać .... jest parę powodów by stwierdfzic, że to nie jest "moja" płyta. Ale szacunek mam do niego ogromny. Kilka jego ostatnich nagrań i na mnie zrobiło olbrzymie wrażenie.
Nie przemawia do mnie ta muzyka - kilka razy pomyślałem sobie: "zaraz sięgnę po Bacha!". Ale czuć tutaj niezwykłą energię, czuć ... ducha, słychać mądrość i głębię tej interpretacji. I nie sposób po kilka razy - słuchając - spoglądać za tym powoli oddalającym (genialna okładka!) Starym Mistrzem.
Panu Szadejce życzę by i jego kiedyś tak wspominano.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz