Zebrałem się do tej płyty bardzo późno - jakbym ją od siebie odpychał. Obawiałem się, znając historię Daniela Pearl'a, że będzie za bardzo przygnębiająca. A tymczasem okazała się przygnębiająca z innego powodu - tytułowe wariacje to po prostu słaba kompozycja. I nie wiem czy to niezdolność SR do przedstawienia tego dramatu w muzyce; niezdolność do opowiedzenia tej historii; brak wrażliwości czy coś innego. Drugi utwór jest znacznie ciekawszy. Może pomysł z chórem to pudło?
A może to to samo, co z muzycznym hołdem Pendereckiego dla ofiar 11 września?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz