Zaczynam nieco wbrew chronologii - płyta kolejna powinna raczej być na tym miejscu - ale, co tam, niech i tu będzie ekstrawagancko. Bohaterów jest trzech - niemal sprawiedliwie obdzielonych miejscem na płycie - Rosenmuller, Stradella i Legrenzi. Wszystkie utwory powstały niemal w tym samym czasie - na przełomie 8 i 9 dekady XVII wieku.
Piękna, niezwykle refleksyjna, miejscami wręcz melancholijna, muzyka, która tutaj znajduje sobie najlepszych możliwych wykonawców. Lekkość grania i jednoczesna niezwykła, wielowymiarowa głębia interpretacji - jak znaki rozpoznawcze MK i kolejnych składów, którym przewodzi.
Zapowiada się nieco dłuższy od planowanego pobyt w tej Wenecji. Po znakomitej płycie RFC przyszła pora na równie dobrą i chyba jeszcze ciekawszą. A kolejna z tej serii - "Viaggio a Venezia" - wcale od tych dwóch nie odbiega, a swoim programem rewelacyjnie całość domyka. Zanosi się słuchanie do końca weekendu....
Pora na kilka słów o przedniej płycie renesansowego wcielania Capriccio Stravagante "Venezia Stravagantissima. Balli, canzone e madrigali 1550-1630". Tytuł precyzyjnie opisuje zawartość, można sobie wyobrazić, że właśnie wchodzimy na bal o Doży, władającego Wenecją w czasach - niemal idealnie - Monteverdiego (1567-1643).
Ze wstydem sobie przypominam, jak fatalnie odebrałem pierwszą usłyszaną płytę Skipa Sempe - tę 'wersalską', gdzie jeszcze więcej można było usłyszeć, obecną tutaj śladowo, Guillemette Laurens.
Wtedy, oj, ze 20 już chyba to lat, po prostu jej nie zrozumiałem. Jeszcze do niej, i chyba tej muzyki, nie dojrzałem :)
Dostajemy fantastyczny przegląd form, stylów, nastrojów; utwory tych dobrze znanych - jak Orazio Vecchi czy Giovanni Gabrieli; ja i tych mniej - Giorgio Mainerio, Giovanni Picchi czy Floriano (nomen omen) Canale. Niezwykle ciekawa rzecz - i charakterystycznie dla Alphy - wydana wręcz misternie!
To otwierająca płytę handlowska Sinfonia - niczym żywcem przepisana z manuskryptu jednego z koncertów na fagot Vivaldiego! Ależ cudo!
Ale cała ta płyta to cudo! Naprawdę znakomita! I pomyśleć, że kompletnie nie kojarzę tych wykonawców .... A grają przednio!
Handel na (bardzo) dobry początek, a potem dosłownie korowód znakomitych koncertów, sinfonii i uwertur - Albinoniego, Porpory, Caldary, Benedetto Marcello, Gaspariniego i Hasse'go.
Trzy - jakże różne płyty - a łączy je jedno (poza Wenecją, rzecz jasna!): że zaraz po kolejnym odsłuchaniu, mam ochotę puścić każdą z nich od początku!
Co ciekawe, bo z instytucją Ospedale zwykł się kojarzyć przede wszystkim Vivaldi, pracowali w nich także Gasparini (w tym samym co AV), Porpora (O. di Gesu) i Hasse (O. di Santa Maria dei derelitti). Naprawdę, świetna płyta. I niezwykle ciekawy tekst w środku pióra samego Molardi'ego.
I - last but not least - te wiole! (Ale tego trzeba posłuchać!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz