No nie bardzo ... Wydaje się, że ciekawy pomysł na płytę plus niezwykle zasłużony chór pod kierunkiem równie zasłużonego dyrygenta ... a okazuje się, że to nie ten kaliber co wcześniej słuchany TT.
Utwory Shapparda i Byrda - po trzy, plus pojedyncze - Tye'a, Mundy'ego, White i TT właśnie.
Czegoś brak, emocji - głównie - po mojej stronie, ale ich brak słychać też po "tamtej".
Trzeba posłuchać jeszcze raz - nie ma co pochopnie skreślać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz